poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Podróże w czasie

Godzina 9 rano. Na niektórych zegarkach mamy jeszcze szóstą i poniekąd tak się czujemy. Marzy nam się kawka więc padło hasło jedziemy do Eczmiadzynia na śniadanie. Po 20 km jazdy na południe wjeżdżamy do miasta. Rozpoczęły się poszukiwania miejsca gdzie serwują zawtrak. He he ... to nie takie proste. Większość miejsc o tej porze jest zamknięta. Wygląda na to, że Ormianie mają ciężki poranny start. Zresztą trudno się dziwić w takich upałach. Kolejna osoba wskazuje nam nowe miejsce, które jest zamknięte aż w końcu biegając po miasteczku trafiliśmy na knajpkę gdzie do wyboru mieliśmy szaszłyk albo mieszaninkę mięsa, warzyw grzybów zawiniętą w lawasz (ormiański cieniutki pszenny placek) nazwy nie pomnę. No tak  kuchnia miała być mocno mięsna :). Popijając nasze zdobycze kawą ( ....i za sugestią Jurka colą ;) ) obserwowaliśmy Eczmiadzyńską klimatyczną ulicę. Czas się tu zatrzymał.
Komunikacja miejska nieco odstaje od tej w Krakowie
Sklepik mięsny ... takie klimaty były też w Polsce
Po śniadaniu zwiedzanie lokalnych atrakcji. Okazuje się, że Eczmiadzyń pamięta II wiek n.e. Pierwszy punkt programu to katedra Majr Taczar będąca najstarszą świątynią chrześcijańską w Armenii. Budowla, którą zobaczyliśmy stoi  tu ponad 1400 lat. Wewnątrz było nabożeństwo z nastrajającymi śpiewami. Miejsce, w którym można przenieść się w inny wymiar. Nie chciało nam się stamtąd wychodzić.
Katedra

Zimne źródełko przy prawie 40st. jest zbawienne
W programie mieliśmy oglądnąć jeszcze skarbiec, w którym Jurek, obok wielu rożnych relikwi chciał zobaczyć szczebel drabiny, która przyśniła się świętemu Jakubowi. Niestety w tym dniu skarbiec był nieczynny.








Z Katedry pojechaliśmy do jednego z najważniejszych i najpiękniejszych zabytków sakralnych Armenii do Kościoła surp Hripsime.  Kolejna budowla pamiętająca rok 618. Na placu Kościoła przywitały nas śnieżno białe gołębie dodając niesamowitej świeżości leciwym murom.
Kościół surp Hripsime


Cmentarz
W przelocie zajrzeliśmy na pobliski cmentarz gdzie wrażenie zrobił styl jednego z grobów. Zdjęcie  doskonale oddaje klimat.









 

Zrobiło się już naprawdę gorąco. Program najważniejszych miejsc wyczerpany. Hrabia Jurek Stanisław zażyczył sobie odpoczynek w klimatyzowanym miejscu … no i proszę znaleźliśmy restaurację mającą wiele pokoi z osobnymi wejściami a każdy z nich klimatyzowany. Tam spróbowaliśmy kolejnych mięsnych specjałów Armenii. Dodatkowe telefony komórkowe uzbroiliśmy w karty SIM otrzymane na lotnisku tak więc mamy tanią komunikację między sobą i z Internetem. Uzupełniliśmy kolejne punkty zwiedzania w totalnie pokręconym GPS Garmina.




Po pierwszych męczących dniach postanowiliśmy odpocząć na „lazurowym wybrzeżu” Armenii … jedziemy nad jezioro Sewan (prawie morze :) ) położone na wysokości około 2000 m.n.p.m.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz