 |
Ormiańskie śniadańko.
Jajeczka były OK. |
Lokalny koniak o nazwie Ararat miło nas ululał tak więc po pierwszej nocy spędzonej w ormiańskim domu obudziliśmy się wypoczęci. Przy śniadaniu dopytaliśmy gospodynię o miejsca godne zobaczenia w parku narodowym Dilijan. Z jej opowieści wyglądało na to że zobaczymy co najmniej przedsionek raju. W planie jest jeziorko w górach i jeden monastyr. Jedziemy.
 |
Jeziorko Parzlicz |
Jarek sterowany GPS-em i wspomagany mapami satelitarnymi Google bezbłędnie zawiózł nas nad jeziorko Parzlicz . Spodziewaliśmy sie zobaczyć jakąś perełkę a tu bajorko w lesie, który do złudzenia przypomina polski las. Dowolne jezioro na mazurach jest bardziej urokliwe. Tutaj jest to krajobraz godny parku narodowego. W sumie trudno sie dziwić skoro typowy widok to góry porośnięte wypaloną słońcem trawą. Wypiliśmy poranną kawę i pojechaliśmy do klasztoru Goszawank.
Klasztor Goszawank ładnie wkomponowuje się w okoliczne góry. Jak w każdym takim miejscu jest bardzo klimatycznie. Wewnątrz, podobnie jak w każdym takim miejscu, Ormianie zapalają długie cieniutkie żółte świece, których blask tworzy nastrój do zadumy, co nawet widać na twarzach Jarka i Jurka ;).
 |
Klasztor Goszawank z 1188 r. |
 |
Głęboka zaduma i złośliwy uśmieszek Waszego Jurusia ;) |
W miejscowości Gosz, w której leży klasztor czas płynie bardzo spokojnie. Szybko ulegliśmy temu nastrojowi. Źródełko z wodą do picia jest doskonałym punktem gdzie można przyglądać się życiu mieszkańców.
 |
Wypiek chleba |
Z Gosz pojechaliśmy do Vanadzor, jednego z większych miast w okolicy. Byliśmy już głodni i musieliśmy wymienić dolary na dramy.
Informacja dla turystów: kurs dolara w rożnych miejscach Armenii jest prawie taki sam (obecnie 1 dolar = 365 dram). Podobnie jest z ceną benzyny, która wynosi 370 dram za litr Regular 91.
 |
Pamiętajcie ... krowy z Vanadzor mają pierwszeństwo ! |
W Vanadzor odwiedziliśmy lokalny, tętniący życiem bazar. Jurek zachwycił się srebrną, mocno błyszczącą koszulą, której stał się właścicielem, tym razem w drodze nabycia, a Jarek Ormianką, której wdzięki każdy może podziwiać na załączonym zdjęciu.
Po nasyceniu ciała (a co poniektórzy ducha), udaliśmy się w kierunku kanionu rzeki Debet. Widoki skalistego kanionu w zachodzącym słońcu wynagrodził nam zawód jaki spotkał nas w Dilijan.
 |
Wąwóz rzeki Debet |
Zaczęło robić się ciemno więc najwyższy czas poszukać miejsca do spania. W mieście Alaverdi znaleźliśmy tylko rozsypujące się bloki. Nie zachęcały do noclegu.
 |
W Alaverdi nie nocujemy ... |
Na szczytach gór wąwozu znajdują się zaskakujące równiny na których powstały wioski. W tak malowniczym miejscu położona jest miejscowość Odzun. Myśl o widoku wschodzącego słońca kazała nam w tym miejscu poszukać noclegu. Ponad wioską Odzun znaleźliśmy dom wypoczynkowy. Tutaj dzisiaj śpimy.
 |
Chaczkar w drodze do Odzun. |
 |
Widok Odzun z naszego baloknu |
 |
Odzun: Jedna z najważniejszych ormiańskich bazylik. | |
| |
 |
Jest pięknie ... |
 |
Nasz nadworny satyr w akcji ... |
 |
Marzenia się spełniają: wschód słońca |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz