czwartek, 19 sierpnia 2010

Spokojny dzień z milym zakonczeniem.

Ormiańskie śniadańko.
Jajeczka były OK.
Lokalny koniak o nazwie Ararat miło nas ululał tak więc po pierwszej nocy spędzonej w ormiańskim domu obudziliśmy się wypoczęci. Przy śniadaniu dopytaliśmy gospodynię o miejsca godne zobaczenia w parku narodowym Dilijan. Z jej opowieści wyglądało na to że zobaczymy co najmniej przedsionek raju. W planie jest jeziorko w górach i jeden monastyr. Jedziemy.




Jeziorko Parzlicz
Jarek sterowany GPS-em i wspomagany mapami satelitarnymi Google bezbłędnie zawiózł nas nad jeziorko Parzlicz . Spodziewaliśmy sie zobaczyć jakąś perełkę a tu bajorko w lesie, który do złudzenia przypomina polski las. Dowolne jezioro na mazurach jest bardziej urokliwe. Tutaj jest to krajobraz godny parku narodowego. W sumie trudno sie dziwić skoro typowy widok to góry porośnięte wypaloną słońcem trawą. Wypiliśmy poranną kawę i pojechaliśmy do klasztoru Goszawank.


Klasztor Goszawank ładnie wkomponowuje się w okoliczne góry. Jak w każdym takim miejscu jest bardzo klimatycznie. Wewnątrz, podobnie jak w każdym takim miejscu, Ormianie zapalają długie cieniutkie żółte świece, których blask tworzy nastrój do zadumy, co nawet widać na twarzach Jarka i Jurka ;).


Klasztor Goszawank z 1188 r.

Głęboka zaduma i złośliwy uśmieszek Waszego Jurusia ;)
W miejscowości Gosz, w której leży klasztor czas płynie bardzo spokojnie. Szybko ulegliśmy temu nastrojowi. Źródełko z wodą do picia jest doskonałym punktem gdzie można przyglądać się życiu mieszkańców.







Wypiek chleba



Z Gosz pojechaliśmy do Vanadzor, jednego z większych miast w okolicy. Byliśmy już głodni i musieliśmy wymienić dolary na dramy. Informacja dla turystów: kurs dolara w rożnych miejscach Armenii jest prawie taki sam (obecnie 1 dolar = 365 dram). Podobnie jest z ceną benzyny, która wynosi 370 dram za litr Regular 91. 

Pamiętajcie ... krowy z Vanadzor mają pierwszeństwo !
W Vanadzor odwiedziliśmy lokalny, tętniący życiem bazar. Jurek zachwycił się srebrną, mocno błyszczącą koszulą, której stał się właścicielem, tym razem w drodze nabycia, a Jarek Ormianką, której wdzięki każdy może podziwiać na załączonym zdjęciu.


Po nasyceniu ciała (a co poniektórzy ducha), udaliśmy się w kierunku kanionu rzeki Debet. Widoki skalistego kanionu w zachodzącym słońcu wynagrodził nam zawód jaki spotkał nas w Dilijan.


Wąwóz rzeki Debet
Zaczęło robić się ciemno więc najwyższy czas poszukać miejsca do spania. W mieście Alaverdi znaleźliśmy tylko rozsypujące się bloki. Nie zachęcały do noclegu.

W Alaverdi nie nocujemy ...

Na szczytach gór wąwozu znajdują się zaskakujące równiny na których powstały wioski. W tak malowniczym miejscu położona jest miejscowość Odzun. Myśl o widoku wschodzącego słońca kazała nam w tym miejscu poszukać noclegu. Ponad wioską Odzun znaleźliśmy dom wypoczynkowy. Tutaj dzisiaj śpimy.

Chaczkar w drodze do Odzun.

Widok Odzun z naszego baloknu

Odzun: Jedna z najważniejszych ormiańskich bazylik.

Jest pięknie ...


Nasz nadworny satyr w akcji ...



Marzenia się spełniają: wschód słońca



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz