Best Western Resort nad jeziorem Sevan jest zdecydowanie najlepszym miejscem w jakim przyszło nam do tej pory nocować. Wstaliśmy wypoczęci. Mogliśmy wykąpać się pod normalnym prysznicem bez testowania armeńskiego patentu łączącego w jednym ubikacji i kabiny prysznicowej.
Podczas śniadania, Jurek swoim sokolim wzrokiem, pomimo porannego zaspania, wypatrzył Ormianki, którym w Khor Virap robił zdjęcia podczas ślubu. Dziewczyny bez ślubnych strojów i makijaży wyglądały nieco inaczej, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Ale cóż to dla mistrza. Wymieniamy maile, żegnamy się z dziewczynami i jedziemy wypaśną drogą w kierunku Erewania. W planie (tego słowa nie należy wymawiać) mamy zwiedzenie dwóch miejscowości Garni i Geghard.
Twierdza Garni służyła królom Armenii za letnią rezydencję zaledwie od III w. p.n.e. J. Obecnie znajduje się tu zrekonstruowana świątynia pogańska. Niewątpliwie jest to duża odmiana po zwiedzanych do tej pory podobnych do siebie świątyniach chrześcijańskich. Twierdza Garni położona jest nad stromym zboczem urokliwego wąwozu rzeki Azat. Widząc w dole kamienistą drogę nie wiele nam było trzeba aby postanowić jak najszybciej się tam znaleźć.
 |
Garni. Rekonstrukcja jedynej w Armeni świątyni pogańskiej. |
 |
Jarek pierwsze kroki skierował do sklepiku z pamiątkami ;) |
 |
Wąwóz rzeki Azar |
Przy wjeździe do wąwozu na stołeczku siedział staruszek w wieku 85 lat, który na nasz widok żwawo poderwał się i podbiegł do samochodu. Wyjął z portfela 1000 AMD, pokazał obszarpaną karteczkę z pieczątką i metodami mima klarownie wyjaśnił, że trzeba zapłacić. Wszystko było jasne oprócz tego na ile jest to indywidualna inicjatywa staruszka a na ile regulacje administracyjne. Nie wnikając w szczegóły uiściliśmy wątpliwe myto.
 |
No! Żebym dwa razy nie musiał powtarzać ... |
W dole wąwozu można podziwiać potężne formacje skalne w postaci regularnych bazaltowych słupów o heksagonalnej podstawie. Wygląda to jakby jakiś kamieniarz mozolnie rzeźbił te regularne kształty. W twierdzy Garni wykorzystano je jako płyty chodnikowe. Jest pole do popisu dla naszych firm brukarskich.
 |
Naturalne słupy bazaltowe o regularnych kształtach |
Podczas jednego z postojów zostaliśmy ogarnięci przypływem szczerej ormiańskiej gościnności. Nad rzeką wypoczywało kilka ormiańskich rodzin, które przyjechały tu na piknik. Taki wyjazd organizują wspólnie raz do roku traktując go jako jednodniowe wakacje. Biorą ze sobą michę szaszlika, stertę lawasza, piwo, owoce. Zaprosili nas do siebie częstując piwem i arbuzami. Ufoki z Polski były dla nich wyraźnie jedną z większych atrakcji tego wyjazdu. Rozmów nie było końca. Zabawa z dziećmi. Wspólne zdjęcia. Jak się dowiedzieli, że nie zostaniemy na szaszlika mocno się zmartwili. Totalnie nie mogli zrozumieć, że musimy gdzieś jechać i nie możemy zostać. Na drogę dostaliśmy pożegnalnego arbuza. Jurek poczęstował dzieci cukierkami i zrobił się zong. Przypadkowo wyszło, że te cukierki to niby za tego arbuza a przecież ten arbuz jest szczery i bezinteresowny. Jurek musiał się mocno tłumaczyć i przekonywać, że też ma serce na dłoni.
 |
Wszechobecny szaszlik |
 |
Ups ! Ja tylko pociągnął ... |
Po wyjeździe z wąwozu pojechaliśmy do klasztoru Geghard leżącego ok. 7 km od Garni w bardzo urokliwym miejscu. Wchodząc na klasztorny dziedziniec spotkaliśmy młodą parę z gośćmi weselnymi. W sumie nic dziwnego, kolejny ślub, pytanie dlaczego we środę ?
 |
Klasztor Geghard |
Po zwiedzeniu wielu armeńskich monastyrów ten niczym się nie wyróżniał. Zaczynało wiać nudą do momentu, w którym znaleźliśmy mało eksponowane wejście. Prowadziło ono do wnętrza świątyni w całości wykutej w skale. Każde wypowiedziane wewnątrz słowo było wielokrotnie powtarzane przez echo. Bardzo klimatyczne miejsce. Tutaj trochę poćwiczyliśmy kunszt fotograficzny. Warunki były wyjątkowo trudne.
 |
Wykuta w skale świątynia w Gehard. |
Klasztor Gerhard był ostatnim sakralnym celem naszej podróży. Teraz jedziemy do miejsca, z którego będziemy atakować największą górę Armenii - Aragac. Po drodze dyskusja skąd startujemy. Część znalezionych w Internecie relacji polecało podejście od strony miejscowości Aragac, a część od jeziora Kari. Zdecydowaliśmy się na wariant prostszy czyli szczyt południowy i jezioro Kari. Jedząc po drodze obfitą kolację nikt z nas nie przypuszczał, że wysokość 3200 m.n.p.m. może mieć istotny wpływ na to co znalazło się w żołądku.
 |
Gdybym wiedział to bym tyle nie pił i nie jadł. |
 |
Cel naszej jutrzejszej wyprawy. |
 |
Dojechaliśmy na 3200. Coraz częściej robimy głębokie oddechy. |